poniedziałek, 18 marca 2013

4/? List w butelce

Tytuł: List w butelce
Fandom: Fairy tail
Realia: Rzeczywiste
Pairing: Gajeel x Levy
Gatunek: Romans, okruchy życia
Rozdział: 4/?
Od autora: Dziś w pewnym stopniu rządzi Jerza, nie mogłam się powstrzymać <3





Prawdę mówiąc, nikt nie miał pojęcia o wypadku. Kiedy dowiedzieli się, że zniknęła i Levy i Gajeel, dziewczyny miały najczarniejsze myśli o tym, co mógł jej zrobić. Chłopaki już planowali w jaki, najbardziej bolesny, sposób go zabić, jedynie Erza rozmyślała spokojnie o całej sprawie. W parę minut udało jej się zdobyć numer Gajeela i napisać do niego e-maila, na końcu podpisując się się imieniem i nazwiskiem. Miała nadzieję, że jeśli zależy mu na Levy to dostanie odpowiedź. Nie musiała długo czekać, wiadomość zwrotna doszła nim zdążyła schować telefon z powrotem do torebki:
Jesteśmy w szpitalu, Levy miała mały wypadek, ale jest w porządku. Sala 306, tak dla ułatwienia. Narka.
- Jest w szpitalu – oznajmiła Erza.
- Co? Jak to? Co się stało? – zapytała zdenerwowana Lucy, podpierając się na ramieniu swojego chłopaka.
- Miała mały wypadek, nie wiem, co dokładnie się stało, ale pośpieszmy się.
Szybko pobiegli na najbliższy dworzec metra, na które musieli czekać prawie dwadzieścia minut. Gray i Natsu podczas czekania prawie wyszli z siebie, a Loki uspokajał siedzącą na jego kolanach Lucy. Kiedy dotarli do szpitala, szybko pobiegli do sali, nawet nie przejmując się, zatrzymującymi ich pielęgniarkami. Wbiegli do pomieszczenia o numerze 306. Na początku ich wzrok padł na Gajeela, opierającego się tyłem o parapet i wpatrującego w dziewczynę z rękoma zaplątanymi na klatce piersiowej. Natsu już by się na niego rzucił, gdyby Erza nie pociągnęła go do siebie za mundurek.
- Nie rusz – warknęła, na co chłopak trochę się wzdrygnął, ale jego zapał do walki nie opadł. - Dzień dobry.
- Cze – mruknął, nawet na nich nie zerkając i podszedł do łóżka, na którym leżała dziewczyna. Wyciągnął rękę w jej stronę.
- Ani się waż ją tknąć! - warknął Gray. Gajeel uśmiechnął się tylko kpiąco i odsunął zabłąkany kosmyk z jej czoła.
- Uspokójcie się, kretyni. Zostańcie z nią, a ja... Chcę z tobą porozmawiać, Redfox.
- Nie mamy o czym – powiedział, poprawiając metalową bransoletę na nadgarstku.
- Myślę, że jednak mamy. - Spojrzała na niego znacząca, przez co chłopak przez chwilę się wahał, ale ostatecznie wyszedł za nią z sali, mrucząc coś pod nosem.
- Więc, o czym chciałaś pogadać? - zapytał, opierając się plecami o ścianę i splatając ręce na klatce piersiowej.
- Masz mi powiedzieć, co jej się stało.
- Jej się zapytaj.
- Gajeel, wiem, że uważasz mnie za głupią, ale.. Ja. Naprawdę. Nie. Jestem. Idiotką – warknęła, patrząc na niego ostro. - Wiem o waszej przyjaźni i o waszym dzieciństwie.
- Powiedziała ci? - zapytał tak lekko, jakby mówił o pogodzie.
- Dlatego chcę wiedzieć, co takiego się stało, bo nie wiem, że ona mi nie powie.
Erza spokojnie słuchała jego opowieści. Teraz miała pewność, że on nie maczał w tym palców a zrobiły to fanki Gray’a. Te dziewczyny właśnie sobie nagrabiły, bo ona, vice przewodnicząca rady uczniowskiej, im nie daruje. Gajeel pożegnał się z nią, mówiąc, że musi wrócić jeszcze do szkoły na dodatkowe zajęcia, a Erza obiecała mu, że gdyby coś stało się z Levy to da znać. Kiedy wróciła do sali, wszyscy siedzieli przy łóżku dziewczyny, która już się obudziła. 
- Jak się czujesz? – zapytała, podchodząc bliżej i opierając się rękoma o oparcie krzesła.
- W porządku. – Uśmiechnęła się, poprawiając bandaż na głowie. – Cieszę się, że przyszliście po mnie.
- „Po”?
- Tak, po mnie. Lekarz powiedział, że jeśli obudzę się i będę się dobrze czuła to mogę iść do domu.
- A czujesz się dobrze? – zapytał Loki.
- Jak najbardziej – odpowiedziała, uśmiechając się szeroko i odsunęła kołdrę, by podnieść się z łóżka.
- Na pewno wszystko okej? – Wyciągnął ręce w jej stronę, żeby w razie czego móc ją złapać.
- Nic mi nie jest, Natsu. – Położyła mu dłoń na głowie i zaśmiała się.
Lekarz po ostatnich oględnych badaniach, zgodził się wypisać Levy ze szpitala. Całą paczką odprowadzili ją do domu, pod którym, ku zdziwieniu wszystkich, oparty o ścianę stał Gajeel. 
- A ty co tu robisz? – warknął Natsu.
Gajeel pokręcił tylko głową z politowaniem, odepchnął się od ściany i podszedł do Levy.
- Dziękuję za odprowadzenie i przepraszam za kłopot.
- Na pewno? – zapytał Gray, pokazując głową na Gajeela
- Tak, nic mi nie będzie. – Pomachała im i razem z chłopakiem weszła do domu. 
- Czemu ona mu na to pozwala? – warknął Natsu.
- Na pewno nic jej nie będzie? – Lucy złapała się ramienia swojego chłopaka.
- Wbrew pozorom jemu naprawdę na niej zależy. No co? – zapytała, kiedy wszyscy na nią spojrzeli.
- Erzaaa…
- Hm?
- Ty coś wiesz – zaczął Natsu.
- I masz nam powiedzieć – dokończył Gray.
- Chyba zwariowaliście. Nic wam nie powiem!
- No, Erzaaaaaa – jęknęli obaj.
- Spadajcie. Obiecałam i nic nie powiem – powiedziała stanowczo. Roześmiała się głośno, widząc ich miny zbitych psów. – Myślę, że Levy niedługo sama wam powie. 

Tego samego dnia wieczorem, Erza miała swoją randkę, lub, jak to ona ujęła: spotkanie zapoznawcze. Zestresowana szła na umówione miejsce, jedną rękę zaciskając na pasku od torebki, a drugą na materiale sukienki. Była bardzo zdenerwowana. Chłopak, z którym się umówiła był od niej starszy o cztery lata, ale spodobał jej się od razu, kiedy go zobaczyła. Na początku był trochę oschły, ale z czasem, kiedy zaczęli się poznawać, poznała powody. Jeszcze trzy tygodnie temu ich spotkania to były tylko wspólne spacery, podczas których Erza dawała mu rady a propos opieki nad małym dzieckiem. Jellalowi, bo tak się nazywał, na początku było trudno ją zaakceptować, ponieważ, od kiedy jego dziewczyna najpierw go rzuciła, a dziewięć miesięcy później znalazł pod swoimi drzwiami dwutygodniowe niemowlę z karteczką obwieszczającą, iż to jego syn, starał się nie zbliżać do kobiet. Erza była pierwszą, którą do siebie dopuścił, od kiedy stał się ojcem. Któregoś razu, podczas jednego z ich wspólnych spacerów zachowywał się dość dziwnie nawet jak na niego. Mało się odzywał, wydawał się trochę zestresowany. Poszli wtedy przejść się po parku, wszystko było zielone, wiał ciepły, letni wiaterek. Erza nie zdawała sobie sprawy z tego, że Jellal dokładnie ją obserwował, i, że z wiatrem, delikatnie rozwiewającym jej włosy wyglądała prześlicznie. W tamtym momencie coś w nim pękło i, nie zastanawiając się nad konsekwencjami, wypalił:
- Umów się ze mną!
Erza spojrzała na niego nieodgadnionym spojrzeniem i mimo, że twarz piekła ją jak nigdy, z uśmiechem odpowiedziała.
- Jasne.
Teraz, kiedy była coraz bliżej miejsca ich spotkania, zaczynały ją nawiedzać wątpliwości. Jellal był od niej przecież starszy, w dodatku miał dziecko, musiał się nim opiekować, a ona musiała się uczyć, żeby dostać się na studia. Chociaż, jeśli by na to spojrzeć z drugiej strony to był bardzo dojrzały, jak na swoje 21 lat. Nigdy, nie ważne, jak ciężko mu było, nie wyparł się swojego synka, ani nie chciał się go pozbyć.
Westchnęła, skręcając w bramę do parku. Raz kozie śmierć, powiedziała sobie w myślach i żwawym krokiem ruszyła przed siebie. Jellal czekał na nią, siedząc na ławce obok placu zabaw. Wyglądał bardzo dobrze. Na zwykły, ciemny t-shirt założył czarną marynarkę, do tego jeansy i adidasy. Intensywnie niebieskie włosy rozwiane przez wiatr, kiedy na nią spojrzał sprawiły, że jej serce szybciej zabiło. Wstał z miejsca, podszedł do niej i wyciągnął w jej stronę mały bukiecik stokrotek. 
- Pięknie wyglądasz.
- Dziękuję. – Przyjęła od niego kwiaty i uśmiechnęła się. Czuła się dziwnie zażenowana, w dodatku twarz paliła ją niemiłosiernie.
- Chodź, chcę ci coś pokazać. – Jellal wziął ją za rękę i pociągnął za sobą.

Od momentu wyprowadzki nie było takiego dnia, żeby nie myślał o niej i złożonej jej obietnicy. Bał się, że może sobie bez niego nie poradzić; że coś jej się stanie; że ktoś ją skrzywdzi. Najbardziej na świecie nie chciał by o nim zapomniała, bo on nie zapomniałby o niej nigdy. Słodkie wyobrażenia przyszłości o jakiej oboje marzyli. Spojrzenia skierowane zawsze w tę samą stronę. Ale najbardziej bał się tego, że przestałoby jej zależeć.

Levy, wchodząc do pokoju zatrzasnęła za sobą drzwi, a trzymaną w rękach tacę odłożyła na biurko. Były na niej trzy talerze, dwa małe i jeden duży pełen kanapek, oraz dwa kubki z herbatą.
- Rodzice się ucieszyli, że znowu do nas przyszedłeś. – Nałożyła na jeden z talerzyków dwie kanapki i podała mu.
Gajeel kiwnięciem głowy podziękował za jedzenie.
- Taa, trochę czasu mnie nie było.
- Mhm – przytaknęła, siadając obok niego i ugryzła kawałek kanapki. – Dziękuję ci.
- Nie masz za co. – Uśmiechnął się lekko.
- Ech. – Levy położyła się na plecach, wyciągnęła do góry ręce i wpatrywała się w sufit. Gajeel odłożył swój talerzyk i położył się obok niej. Minęło mnóstwo czasu od kiedy ostatni raz wspólnie wpatrywali się w niebo. Może nie były to prawdziwe ciała niebieskie, ale w dzieciństwie często zdarzało im się spoglądać w jej, pełen gwiazd, sufit. 
- Brakowało mi ciebie – powiedział cicho Gajeel.
- Hę? Mówiłeś coś? – zapytała, unosząc głowę, by na niego spojrzeć. 
- Nie. Nie, nic.
Odpowiedziała mu uśmiechem i sięgnęła po swoją kanapkę.
- Levy? – Podniósł się do siadu.
- Słuch… - Przerwała, ponieważ Gajeel mocno ją objął i przytulił. – C-co?
- Przepraszam – szepnął. – Przepraszam, że mnie nie było, że nie mogłem cię ochronić.
Już otwierała usta, żeby zaprzeczyć, ale nagle zmieniła zdanie. Uniosła ręce, żeby go objąć i zaniosła się płaczem. 
- Tak bardzo się bałam.
- Przepraszam. Przepraszam – powtarzał.
- To nie twoja wina, Gajeel. Gdyby nie ty… - Nawet nie chciała o tym myśleć. Mocniej wtuliła się w jego ramiona, wdychają słony zapach morza. Tęskniła za nim. Od tak dawna nie miała nikogo, kto mógłby ją po prostu przytulić. Kogoś, kto nigdy by jej nie zostawił. Brakowało jej go. Kiedy zobaczyła go po raz pierwszy, nie sądziła, że znajdzie w nim jeszcze tego dawnego Gajeela. Ale mimo, iż schował go tak głęboko to on wciąż tam był, chłopak, który był jej pierwszym i jak dotąd jedynym najlepszym przyjacielem. 
Oboje nie zauważyli nawet kiedy zasnęli. Kiedy mama Levy, przed północą, weszła do jej pokoju, żeby oznajmić im jak późna jest godzina i wysłać Gajeela do domu, zastała ich śpiących na łóżku. Aż uśmiechnęła się, widząc jak śpią. Gajeel z delikatnie rozwartymi ustami i dłonią wplecioną we włosy Levy, Levy tuż obok niego, opierając się na jego torsie i z delikatnym uśmiechem. Aż szkoda ich budzić, pomyślała. A, dobra, niech im będzie ten jeden raz. 
Przykryła ich kocem, podeszła do drzwi i zgasiła światło.
- Dobranoc – szepnęła, zamykając za sobą drzwi.

5 komentarzy:

  1. Czekam na kolejne, mam nadzieję że utrzymasz dotychczasowy poziom :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Boskie ! Scena na końcu *0* Już nie mogę się doczekać reakcji Levy lub Gajeela gdy się obudzą ^^ Momenty w szpitalu ! Jaram się ! To jak Gajeel odsunął jej kosmyk z czoła ! Może to szczegół, ale się jaram ^^ Wątek o Erze też świetny ! Jerall ma synka *O* Oczywiście Loki i Lucy jak zwykle wypadli świetnie ;D Chcę więcej Gavi ! Już nie mogę się doczekać reakcji Natsu i Graya gdy dowiedzą się o tym, że Gajeel spędził z Levy noc ! Dawać szybko kolejny rozdział ! Proszę...... *oczka szczeniaczka*

    OdpowiedzUsuń
  3. No, nieźle nawet Ci wyszło. Jakiś tam jeden błąd wyłapałam, oprócz tego nie lubię jak ktoś wyolbrzymia uczucie typu "nie widzieliśmy się parę lat, jednak myślałem o niej codziennie" zwłaszcza w sytuacji, że bohaterowie byli dziećmi T3T
    Szkoda tylko, że Jerza była taka krótka, no, ale muszę to jakoś przeżyć...

    OdpowiedzUsuń
  4. Kaori ! Bo ja czekam niecierpliwie na ciąg dalszy ! A i tak mówiłaś, że wiele nie zostało do końca ;( Proszę dodaj następny rozdział, jak najszybciej ! Prooooszę !!

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mi się podoba. Gajeel i Levy, ta scena gdzie razem spali jest przecudowna. Jedyne co mi tu troszkę przeszkadza, to to że LucyxLoki są opisani w sposób jakby byli gwiazdorską parą zapatrzoną tylko w siebie i się tzw/ lansili. Ale ogólnie bardzo mi sie spodobało :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy