poniedziałek, 19 sierpnia 2013

3/? Ich dwóch

Tytuł: Ich dwóch
Fandom: Kuroko no Basuke
Realia: ---
Pairing: Aomine x Kise
Gatunek: Romans, yaoi, humor (jak coś to się dopisze)
Rozdział: 3/?
Od autora: Nie do końca wiedziałam, co umieścić w tym rozdziale, ale jakoś wyszło. Powoli zbliżamy się do spotkania Kise i Aomine DAIKIEGO ;3




Aomine Daiki.
Aomine...
Aomine…
Aomine Ren.
Kto to, do cholery, jest Aomine Ren?
Kise siedział na kanapie w garderobie siostry, nie mogąc uspokoić myśli, które szalały w jego głowie. Żadne sensowne wyjaśnienie tu nie wchodziło w grę. Nic z tych rzeczy.
Złapał się za włosy i jęknął przy tym cierpiętniczo. To się kupy nie trzymało.
Aomine nie miał rodzeństwa.
Żaden kuzyn nie mógł być do niego aż tak podobny.
Nie ma też możliwości, żeby ktoś nieznajomy miał to samo nazwisko, a wyglądał jak on.
Jedyną opcją było klonowanie, ale przy obecnym rozwoju technologii wciąż nie dało się tego zrobić.
- Nie ogarniam – jęknął i opadł bezwładnie na kanapie. Pozostawało mu albo porozmawiać z szanownym panem aktorem, czego oczywiście nie zrobi, bo nie ma tyle odwagi, bądź skonsultowanie się z kimś, kto może wiedzieć więcej.
Wyciągnął z kieszeni telefon i z wahaniem wszedł w kontakty zatrzymując się przy nazwisku kapitana gimnazjalnej drużyny koszykówki. Przełknął nerwowo ślinę. Nie miał pewności czy to dobry wybór, aby dzwonić w takiej sytuacji do Akashiego. Po chwili namysłu stwierdził, że chyba upadł na głowę, jeśli myślał, że to mógł być dobry pomysł.
Jeszcze raz przesunął palcem po ekranie i gdy przed oczami pojawił mu się pożądany numer, od razu nacisnął zieloną słuchawkę. Przystawił telefon do ucha i zwilżył usta językiem.
- Słucham?
- Kurokocchi, dawno cię nie słyszałem! - zaczął rozmowę ze swoim zwyczajowym entuzjazmem.
- Kise-kun, czy mógłbyś nie krzyczeć mi do ucha z samego rana?
- Rana? - Spojrzał na wyświetlacz, orientując się, że jest godzina ósma rano. - Och, przepraszam, Kurokocchi. A ty nie jesteś w pracy?
- Złapałem przeziębienie i teraz odpoczywam w domu.
- Zawsze byłeś nierozsądny, Kurokocchi.
- Masz do mnie jakąś sprawę, Kise-kun? - zapytał Kuroko. W słuchawce dało się jeszcze usłyszeć szelest pościeli i dźwięk otwieranych drzwi. - Kise-kun, przepraszam na chwilę – dodał i odsunął słuchawkę od ucha.
- Kuroko, miałeś spać, a nie gadać przez telefon.
- Przepraszam, Kagami-kun, ale Kise-kun ma do mnie jakąś sprawę.
- To niech zadzwoni później – mruknął już lekko wkurzony i podszedł do Kuroko, by zabrać mu telefon z ręki. Normalnie pewnie by mu się to nie udało, ale teraz chłopak był w kiepskiej formie przez chorobę.
- Czego chcesz, Kise?
- Kagamicchi! - zawołał zdziwiony Kise, słysząc, inny od Kuroko, głos w słuchawce. - No, bo... ja chciałem się z Kurokocchim zobaczyć i pogadać o pewnej sprawie.
- Co to za sprawa? - zapytał, przerzucając sobie torbę z zakupami przez ramię. Kuroko wyciągał do niego ręce, żeby odebrać mu komórkę, ale Kagami przyciskał go stopą do łóżka tak, że nie sposób było się wyswobodzić.
- Nie na telefon.
Kagami spojrzał na Kuroko i powtórzył przed chwilą usłyszane słowa. Widząc kiwnięcie głową, odpowiedział.
- Jeśli nie boisz się zarazków, to wpadnij dziś do mieszkania Kuroko na kolację. Tylko nie za późno, bo ten gamoń ostatnio wcześnie kładzie się spać.
- Okej – odpowiedział szczęśliwy. - Dziękuję, Kagamicchi, ratujesz mi życie. Na razie – powiedział jeszcze i rozłączył się.
- Przyjdzie? - zapytał Kuroko, gdy Kagami wreszcie go puścił i oddał mu telefon. Odłożył go grzecznie na szafkę i poprawił kołdrę.
- Tak. Co chcesz na śniadanie?
- Tosta z jajkiem sadzonym – odpowiedział po chwili namysłu.
- Mhm – przytaknął Kagami i pochylił się nad Kuroko. - Odpoczywaj – dodał. Pocałował chłopaka w czoło i wyszedł, kierując się do kuchni.


- Oi, Kise, zwijamy się! – Głos Aomine Daikiego zabrzmiał za plecami Kise.
- Hę? Ale, Aominecchi, mamy trening. Trener nas zabije, a jak nie on to Akashicchi – stwierdził z jękiem, już wyobrażając sobie, jaką karę wymierzy im kapitan, kiedy nie zobaczy ich na treningu.
- Jak zwykle dramatyzujesz – mruknął, schodząc z roweru. Podszedł do Kise i złapał go za sweter, ciągnąc za sobą.
- Aominec-
- Zabieram cię w fajne miejsce, a jak Akashi się będzie czepiał, to wezmę to na siebie – powiedział, patrząc pewnie w jasne oczy Kise.
- N-no dobra – stwierdził wreszcie. – Ale puść mnie, potrafię sam chodzić! – Wyrwał się jego ręce i poprawił mundurek, który, za sprawą Aomine oczywiście, był już wystarczająco wymemłany. Usiadł na bagażniku roweru i już po chwili obaj opuścili teren gimnazjum Teikou.
- Dokąd tak w ogóle jedziemy, Aominecchi? – zapytał Kise po dłuższej chwili.
- Pokażę ci fajne miejsce – odpowiedział Aomine, a na jego ustach pojawił się uśmiech. Wjechał w las i od razu przyśpieszył, zmierzając coraz szybciej w dół. Kise większość drogi wytrzymał, nie musząc się niczego trzymać, w tej chwili jednak to by się nie sprawdziło. Złapał się koszuli Aomine, na co jej właściciel zaśmiał się.
- Boisz się? – zapytał.
- N-nie. To dla bezpieczeństwa – stwierdził, nie zdając sobie sprawy z tego, jak łatwo było zauważyć, że kłamie.
- Jasne.

- Jak tu ładnie – powiedział z zachwytem Kise, gdy dotarli na miejsce. W środku lasu, w miejscu, gdzie nikt by się nie spodziewał, znajdował się mały staw. Wokół niego było mnóstwo roślinności i drzew, ale to miejsce miało swój urok.
- Znalazłem to miejsce jeszcze w podstawówce. Wstyd się przyznać, ale… - podrapał się zażenowany po karku – zgubiłem się wtedy i trafiłem tu przypadkiem.
- Więc to tu chodzisz, kiedy zrywasz się z lekcji, tak? – zapytał, kucając przy stawie i mocząc dłoń w wodzie.
- Mhm, dokładnie – powiedział, zdejmując z siebie sweter i koszulę. – Podoba ci się?
- Bardzo – odpowiedział i odwrócił się do niego. – Łaa! Co ty robisz?
Aomine spojrzał na niego jak na idiotę.
- Rozbieram się, nie widać?
- No widać, a-ale po co?
- Żeby popływać – powiedział. Zdjął spodnie i wskoczył do wody. Kise zasłonił się przed kroplami, które na niego spadły.
Kiedy Aomine wynurzył się z wody, podpłynął do brzegu i oparł o niego ręce.
- Z-zimna – powiedział z drżeniem zębów. – Pomożesz mi wyjść?
- Nie, bo wciągniesz mnie do wody – wytknął mu Kise.
- Zwariowałeś? Niby czemu miałbym to zrobić?
- Bo… B-bo tak robią w filmach – powiedział pewnie.
- Kise, nie świruj, tylko pomóż mi wyjść.
- No dobra. – Wyciągnął do niego rękę i już po chwili wpadł do wody z głośnym piskiem. Krzyknął, wynurzając się. – Nie umiem… pływać!
- Co?! – Nawet Aomine spanikował, widząc, jak Kise szamocze się w wodzie, nie mogąc utrzymać się na powierzchni. Podpłynął do niego i złapał go w pasie.
- Oi, Kise, uspokój się! – zawołał i uszczypnął go w bok.
- Ał, to boli! – jęknął, wciąż krztusząc się wodą.
- To po to, żebyś się uspokoił – powiedział mu i pociągnął go do brzegu. – Złap się – polecił i podsadził go, by usiadł. Sam także wspiął się na brzeg, usiadł obok niego i poklepał go po plecach.
- Nie wiedziałem, że nie umiesz pływać – powiedział mu. Głaskał Kise po głowie, starając się go uspokoić. – Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Bo nie miałem okazji, ty głupi, głupi, głupi Aomi-
Aomine pocałował go, chcąc go w ten sposób uciszyć i udało mu się. Kise patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami zaszklonymi od łez.
- Uspokoiłeś się – powiedział zadowolony.
- D-dlaczego to zrobiłeś? – zapytał wciąż oniemiały.
- Bo chciałem, żebyś się uspokoił.
- A-ale…
- Och, zamknij się już – powiedział mu, ciągnąc do siebie, by oprzeć jego głowę o swoją klatkę piersiową. Oczy Kise przez cały ten czas były szeroko otwarte, a serce w piersi łomotało jak nigdy. Jednak najlepsze w tym wszystkim było to, że słyszał serce Aomine, którego bicie był równe, jak nie szybsze, jego sercu.

Telefon dzwonił już po raz szósty, jednak jego właściciel ani myślał, go odebrać. Nacisnął guzik pilota, przeskakując na kolejny kanał i gdy natrafił na mecz koszykówki, wkurzony wyłączył telewizor. A jego złość sięgnęła zenitu, kiedy melodyjka w jego telefonie zagrała po raz kolejny.
- Czego? – warknął do słuchawki.
Od niecałych dwóch tygodni na każde wspomnienie o koszykówce, irytował się, przez co wciąż był rozdrażniony, bo koszykówka była wszędzie. Wystarczyło wejść do jego pokoju, żeby napotkać to puchary z mistrzostw międzyszkolnych, to plakaty drużyn NBA.
- Cześć, braciszku – usłyszał, tak bardzo podobny do jego samego, głos.
- Czego? – powtórzył, rozmasowując sobie zmarszczkę na środku czoła i starając się przy tym uspokoić. Choć oczywiście nie był tak głupi, by myśleć, że podczas rozmowy z bratem będzie mógł się uspokoić.
- Słyszałem, że masz coś dla mnie.
- Dla ciebie? Co niby miałbym dla ciebie mieć?
- Bo ja wiem… Mama mówiła, że dała ci coś dla mnie – wyjaśnił.
- A, to – stwierdził sennie. – Przyjdziesz po to, czy mam panu Wielka-gwiazda-filmu dostarczyć do domu?
- Jak już się oferujesz, to przynieś – stwierdził ze śmiechem. – A tak na serio to mogę wpaść, ale to dopiero po jutrze.
- Nie fatyguj się – mruknął z ironią. – Będę jutro spotykał się z menadżerką w centrum, to przyjdę, bo mam po drodze, dobra?
- Jasne, będę cię wypatrywał. Narka.
- Kretyn – powiedział jeszcze, nim odłożył słuchawkę, choć połączenie już chwilę wcześniej zostało zakończone.

1 komentarz:

Obserwatorzy