poniedziałek, 1 lipca 2013

2/? Ich dwóch

Tytuł: Ich dwóch
Fandom: Kuroko no Basuke
Realia: ---
Pairing: Aomine x Kise
Gatunek: Romans, yaoi, humor (jak coś to się dopisze)
Rozdział: 2/?
Od autora: Pisałam go niemożliwie długo, bo..
1. Zakończenie roku i musiałam poprawiać
2. Walczę ze swoim kryzysem twórczym, który nie pozwala mi napisać więcej niż 300 słów na raz. -.-
W rozdziale pojawiają się kolejne OC, mam nadzieję, że przyjmiecie ich ciepło :)

Jako zdjęcie do rozdziału przedstawiam wam: Logo opowiadania! Ciekawa jestem, czy zrozumiecie jego przesłanie :)


Przez resztę dnia Ryota siedział w swoim pokoju, opuszczając go tylko i wyłącznie do toalety. Dla jego rodziny nie było to na szczęście podejrzane. Dużo zjadł podczas przyjęcia, a teraz, ich zdaniem, odpoczywał niedawny powrót do domu. Tak naprawdę leżał zakopany pod kołdrą i zastanawiał się, jakim, do cholery, cudem Aomine został, a raczej rozpoczynał bycie aktorem. Ten, który wyśmiewał jego malowanie się do sesji i noszenie najmodniejszych i, w jego mniemaniu, pedalskich ciuchów, stał się taki jak on. Ryota nie potrafił sobie tego wyobrazić . Kroczącego w rurkach i jakiejś modnej koszulce chłopaka, który odkąd pamiętał nosił tylko to, w czym było mu wygodnie. Nigdy nie sądził, że do tego dojdzie; że Aomine, jego Aominecchi stanie się kimś takim. Nie, nie jego. Aomine nigdy do niego nie należał, bez względu na to, co ich łączyło i jakimi uczuciami go darzył.
- Arrgrh! - zawył, zakrywając twarz dłońmi. Nie przypominaj sobie tego, kretynie, przecież już się pozbyłem tych uczuć, krzyczał na samego siebie w myślach, zaciskając mocno wargi. Zrzucił z siebie kołdrę i wziął głęboki oddech. Stało się. Ryota, pierwszy raz od czasów liceum, nie wiedział, co powinien zrobić. W jego wnętrzu toczyła się walka pomiędzy chęcią spotkania się z Aomine a życiem normalnie. Bo Ryota miał niemal stuprocentową pewność, że wraz z ponownym zobaczeniem go, jego życie wywróci się do góry nogami. Ale on też się zmienił. Dojrzał. Nie był już tym „małym”, wrażliwym Kise, któremu można było ubliżać, mając pewność, że nic nie odpowie. O nie. Te lata poza domem bardzo na niego wpłynęły. W jego branży każdy uczestniczy w wyścigu szczurów, z którego łatwo wypaść, ale można też prowadzić. Wystarczy tylko nauczyć się dobrze manipulować innymi i uważać, żeby samemu nie zostać zmanipulowanym. Przez długi czas Ryota uczył się, jak najdłużej trzymać się gałęzi, żeby nie spaść. Nie sądził, czy teraz będzie go tak łatwo złamać.

Spotkanie z dawnymi znajomymi było dla Kise jak powrót do przeszłości. Tego dnia miał spotkać się z Kasamatsu, kapitanem licealnej drużyny koszykówki, do której należał. Nim się pojawił, Kise czekał na niego dobre 20 minut i osiem autografów. Podpisując ostatnią kartkę, zauważył swojego byłego kapitana, zmierzającego w jego stronę. Czarne włosy miał krótsze niż w liceum i postawione lekko do góry, a twarz spokojną i poważną, jakby jego głowy nie zaprzątały żadne niepożądane myśli. Wyglądał o wiele dojrzalej, tak jak Kise nigdy nie przypuszczał, że będzie wyglądał. Zmienił się. Nawet jego ubiór. Był znacznie inny od tego z czasów liceum. Czarne, nie nazbyt obcisłe, ale też nie za luźnie, spodnie opinały lekko jego umięśnione nogi, a biała bluzka na krótki rękaw z dekoltem w serek ładnie kontrastowała z równomiernie opaloną skórą. Kise uśmiechnął się do siebie, przywołując przed oczami obraz kapitana z liceum i porównał go z jego obecnym wyglądem. Zmienił się diametralnie.
Kise przeprosił towarzyszące mu do tej pory dziewczyny i podszedł do przyjaciela.
- Kasamatsu-senpai. - Jego wołanie szybko przerodziło się w jęk bólu i protestu, bo Kasamatsu na „dzień dobry” obdarzył Kise silnym uderzeniem w głowę. - Za co, senpai?
- Dwa lata się nie odzywałeś, a ty się jeszcze pytasz „za co”?
- Ale... ale szedłeś z taką spokojną miną, skąd w tobie taki diabeł? - zajęczał, kuląc się.
- Uwierz mi, że to jeszcze nie jest diabeł.
Kise aż się wzdrygnął przypominając sobie, jak okrutny potrafił być jego kapitan w liceum. Jeśli rozwijał się także pod tym względem, to wolał sobie nie wyobrażać, co zrobiłby mu teraz. Naprawdę nie chciał mieć takich drastycznych scen przed oczami, choć do Akashiego to on się nie umywał.
Jednak po krótkiej wymianie zdań i podaniu przez Kise powodów braku kontaktu z nim, okazało się, że Kasamatsu i reszta drużyny też za nim tęsknili. Nie chodziło nawet o mecze, a o samą jego obecność. Przecież nikt nie zachowywał się podczas treningów i wspólnych spotkań tak jak on. Nie każdy przecież potrafił dostać nagłej depresji z powodu braku ulubionego szejka w barze. Tak też było tym razem, jednak, ku zdziwieniu Kasamatsu, Kise tylko się lekko skrzywił i zamówił co innego do picia. Widać było, że on także się zmienił. Wydoroślał i nie zachowywał się już tak beztrosko. Podejrzewał, że musiał doświadczyć czegoś, co mocno go zaszczepiło na zło tego świata. Uśmiechnął się do niego pokrzepiająco, na co Kise uniósł pytająco brew, upijając łyk czekoladowego szejka.
- Hm?
- Nie, nic – zaprzeczył po chwili, w której zdał sobie sprawę, że nawet nie ruszył swojego jedzenia, uparcie wpatrując się w Kise. - Chciałeś ze mną o czym porozmawiać, prawda? - Ugryzł odpakowanego przed chwilą hamburgera i ponownie uniósł wzrok na przyjaciela. Przynajmniej to się w nim nie zmieniło. Jeszcze w liceum, kiedy Kise chciał z kimś o czymś porozmawiać był dość cichy, podczas przebywania z tą osobą sam na sam. Co prawda gadał o głupotach, jak to miał w zwyczaju, ale co jakiś czas wyciszał się i z całych sił skupiał w sobie, zastanawiając czy na pewno powinien o tym „czymś” powiedzieć, bądź zapytać.
- Em... Tak. - Odstawił szejka na stolik, a Kasamatsu zauważył, że trzymał go w ręku przez cały ten czas. Kise zwiesił głowę, by przełknąć ślinę, a następnie utkwić w nim pełne determinacji i dziwnej rozpaczy spojrzenie. - Powiedz mi, co mam zrobić.
Przez moment mierzyli się spojrzeniami, Kasamatsu patrzył na niego beznamiętnym spojrzeniem, zastanawiając się nad tym, czy Kise nie uważał go przypadkiem za telepatę.
- Niby skąd mam wiedzieć?
Kise westchnął, oparł ręce na stoliku i na moment ukrył w nich twarz. Szybko jednak przeniósł spojrzenie z powrotem na swojego rozmówce i zaczął mówić. Opowiedział mu pokrótce co działo się przez ostatnie dni oraz to, co powiedziała mu siostra, a potem, z trudem, ale jednak, opowiedział o swoich relacjach z Aomine sprzed wyjazdu.
Kasamatsu nie był bardzo zdziwiony, podejrzewał, że podziw Kise względem Aomine kiedyś przekształci się albo w wielką przyjaźń albo w romantyczne uczucie. Przeprosił Kise na chwilę i poszedł do toalety, tak naprawdę nie po to, aby z niej skorzystać, ale po to, by mieć więcej czasu na zastanowienie się nad odpowiedzią. Jeśli miał być szczery, to nie lubił radzić ludziom. Nigdy nie wiedział, jak jego rady wpłynął na czyjeś życie, a nie chciał potem mieć czyiś niepowodzeń i smutków na sumieniu. Kise jednak na niego liczył, zwierzył mu się z zaufaniem i nie mógł go zawieść. Kasamatsu nigdy nie lubił Aomine, wywoływał w nim jedynie negatywne emocje, jeśli nie liczyć podziwu jego gry w koszykówkę, więc zdecydowanie wolałby, żeby nie wtrącał się on znowu do życia Kise. Z drugiej strony jednak widział, że mu na nim zależało, mimo iż tak zawzięcie starał się to ukryć, nie tyle przed innymi, co przed samym sobą.
Opłukał ręce i wytarł w kawałek urwanego przed chwilą papierowego ręcznika. Nie mógł przekreślać Aomine w życiu Kise przez swoje uprzedzenie do niego. To przecież nie było jego życie.
Odetchnął głęboko i wyszedł z łazienki. W drodze do stolika układał sobie jeszcze w głowie, co powinien mu powiedzieć, ale kiedy usiadł naprzeciw Kise, wszystko wyleciało mu z głowy, wraz z zobaczeniem jego oczu, które wyrażały nieme błaganie o pomoc. Mimo tego jak bardzo Kise próbował udawać, jego oczy zawsze go zdradzały. Złoto jego tęczówek nie potrafiło ukryć jego uczuć tak, jak tego chciał.
- Kise. – Poprawił się na siedzeniu i spojrzał prosto na Kise, który teraz także się na nim skoncentrował. - Jeśli chcesz szczerej odpowiedzi, to powiem ci tyle co nic, bo nie mam pojęcia jak mogę ci pomóc. - Oparł się o oparcie za sobą i, nie spuszczając z niego wzroku, splótł ręce na klatce piersiowej. - Dobrze wiesz, jak nie lubię Aomine, więc nie mogę na to wszystko spojrzeć obiektywnie, ale widzę, że ciągle coś do niego czujesz.
- Nie prawda! - zaprzeczył szybko Kise. Zbyt szybko.
- Czyżby? - Uniósł jedną z brwi do góry, patrząc na niego podejrzanie. - I myślisz, że gdyby tak było to nadal przejmowałbyś się spotkaniem z nim? Gówno prawda. Miałbyś gdzieś to, czy on cię zobaczy, czy zrobi cokolwiek innego. Zdecyduj kierując się tym, czego chcesz, Kise.
Szczerze? Kise nie spodziewał się usłyszeć takich słów od Kasamatsu. Znał jego charakterek, ale nie sądził, że mógłby się nim posłużyć w takiej sytuacji.
Przymknął na chwilę powieki i uśmiechnął się.
- Dziękuję. Pomogłeś mi.
- Serio?
- Tak, teraz nie pozostaje mi nic innego, jak porozmawiać z siostrą.
Kasamatsu westchnął.
- Czyli jednak wybrałeś Aomine? - Zaśmiał się cicho. - Mogłem się tego spodziewać. - Wyciągnął z kieszeni wibrujący telefon i odczytawszy wiadomość, wstał z miejsca. - Muszę lecieć, dziewczyna wzywa.
Kasamatsu wyrzucił do kosza resztę swojego posiłku i podszedł jeszcze na chwilę do Kise.
- Mam nadzieję, że to będzie dobra decyzja. - Z uśmiechem zmierzwił mu włosy i wyszedł z baru, kierując się na spotkanie ze swoją dziewczyną.
Kise przez moment obserwował jego oddalającą się postać, po czym także pozbył się resztek swojego jedzenia i opuścił bar.
- Tak, też mam taką nadzieję – mruknął do siebie i wyciągnął telefon, żeby zadzwonić do siostry.

Kiedy tylko wszedł do domu, od razu pobiegł do pokoju siostry. Dziewczyna leżała na łóżku ze słuchawkami na uszach i nogami opartymi o ścianę. Jasne włosy spływały z materaca delikatną falą i poruszały się wraz z jej ruchami.
- Misami! – zawołał Ryota na wstępie, gdy wszedł, dopiero po chwili dostrzegając, że jego siostra go nie słyszy. Zamknął za sobą drzwi, usiadł obok łóżka i zdjął jej słuchawki.
- Hej! – zaprotestowała, podnosząc się na przedramionach i odwracając. – O, Ryota, co tu robisz?
- Siedzę.
- Wiesz, że powinieneś pukać, nim wejdziesz do czyjegoś pokoju? – zapytała i odwróciła się do niego przodem, siadając w siadzie skrzyżnym,
- Pukałem, ale nie odpowiadałaś, więc sam wszedłem – odpowiedział, choć wcale nie była to prawda. Był tak bardzo niepewny, że nie chciał tracić ani chwili na rzeczy takie, jak pukanie do drzwi, bo wiedział, że mógł zmienić w ostatniej chwili zdanie.
- Dobrze. – Przez moment jeszcze patrzyła na niego podejrzliwie, ale wreszcie uśmiechnęła się uroczo i zapytała: - Więc co cię do mnie sprowadza, braciszku?
Ryota spojrzał na siostrę tak poważnie, że nawet przez moment się przestraszyła.
- Proszę cię, Misami, pozwól mi iść z tobą na tą sesję w poniedziałek! – wykrzyczał.
Dziewczyna zamrugała, zdezorientowana jego dziwną prośbą. Pierwsze co przyszło jej do głowy, po zobaczeniu jego poważnej miny, było to, że jej brat zadarł z mafią i potrzebuje pieniędzy. Nawet przez myśl nie przeszłoby jej, że będzie prosił o coś takiego. W tej chwili siedząc przed nim, mogłaby przysiąc, że słyszy bicie jego serca, a dodatkowo przyśpieszony oddech pokazywał, jak bardzo jest zdenerwowany.
- Jasne – odpowiedziała wreszcie, uśmiechając się.
- Naprawdę? – Popatrzył na nią kompletnie zaskoczony i złapał ja za ramiona.
- Oczywiście, czemu miałabym się nie zgodzić?
- Dziękuję, siostrzyczko – powiedział z wielką ulgą i mocno przytulił dziewczynę, na co zachichotała wesoło.
- Nie ma za co – odpowiedziała. – A mogę chociaż wiedzieć, dlaczego tak ci na tym zależy?
- Jeszcze nie. – Odsunął się od niej na długość wyciągniętych ramion. – Ale jak się uda, to ci powiem. Jeszcze raz dzięki – rzucił na odchodne i wyszedł. Teraz pozostał tylko jeden problem, który często miał ten stary jak i nowy Ryota: W co się ubrać?


Następnego dnia, wchodząc do studia, Ryota czuł, jakby miał za moment zemdleć. Stres brał nad nim górę, bo nie tylko głowa, ale i żołądek mu wariował, co chwila robiąc fikołki. Usiadł na krześle, jak poleciła mu siostra, która widząc jego stan, pluła sobie w brodę za to, że nie wyciągnęła z niego powodu, dla którego tak bardzo chciał przyjść z nią na tę sesję.
- Jest już? – zapytała Misami swojego menadżera.
- Nie, ale za moment powinien się zjawić.
- Okej – odpowiedziała wesoło i wykorzystując ostatnią wolną chwilę, usiadła obok brata i złapała go za ręce. – Nie przejmuj się tak – powiedziała.
- Hę? – Ryota spojrzał na nią dość zdezorientowany i jakby lekko zaspany.
- Nie wiem o co chodzi, ale wierzę, że wszystko będzie dobrze, braciszku. – Uśmiechnęła się ciepło, chcąc go tym choć trochę pocieszyć.
Wiele osób wstrzymało oddech, gdy drzwi się otworzyły. Sam Ryota prawie zapomniał, jak się oddycha, widząc tego „nowego” Aomine. Czy był zaskoczony? Owszem, ale nie wiedział czy pozytywnie czy negatywnie.
Zdecydowanie za długie jak na Aominecchiego włosy, sięgające do uszu i grzywka zasłaniająca prawie połowę czoła. Dwa kolczyki w chrząstce prawego ucha. I zupełnie inne od tego, które pamiętał spojrzenie, które dostrzegł dopiero w chwili, gdy stanęli naprzeciwko siebie. Ryota bez przerwy niemal lustrował jego sylwetkę, strój, jednak ten wzrok nie dawał mu spokoju. Nie było w nim prawie żadnych uczuć względem jego osoby, tak jakby wymazał go ze swojej pamięci.
- Dzień dobry, nazywam się Kise Misami, a to mój brat Ryota. Miło mi was poznać – przedstawiła ich jego siostra i oboje skłonili delikatnie głowy.
- Witajcie. Ja jestem Hanabusa Ichijou, a ten chłopak to…
- Aomine Ren, dziękuję, że zgodziłaś się ze mną pracować – wszedł mężczyźnie w słowo i uśmiechnął się do dziewczyny, lekko jej skłaniając. – Cześć, zdaje się, że jesteśmy w podobnym wieku? – zapytał, patrząc na Ryotę, który nie potrafił z siebie wydać żadnego dźwięku. Milion myśli, które zebrały się w tej chwili w jego głowie, a z których każda mówiła co innego, nie dawały mu możliwości, by racjonalnie pomyśleć. Bo mężczyzna, który w tej chwili przed nim stał, może i wyglądał jak Aominecchi; może i miał to samo nazwisko, ale na pewno jego Aominecchim nie był.

6 komentarzy:

  1. Yo,jak zawszę super napisany rozdział.Wygląd postaci jak ich uczucia są tak dobrze wytłumaczone ,że nawet taki tłumok jak ja może je zrozumieć.Jestem ciekaw jak kise zareaguje na nowego aominecchiego w jego życiu.No nic pozostaje mi tylko Jeszze pozdrowić i podziękować za napisanie tego rozdzialu jak i życzyć przypływu weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. A o Gavi to się zapomina D:

    OdpowiedzUsuń
  3. Mrau, że tak powiem. Rozdział świetny, a tekst "w co się ubrać?" mnie dobił XD Nie pozostaje mi nic poza życzeniem weny twórczej, przezwyciężenia kryzysu i czasu, aby pisać :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam pytanie, czemu Aomine ma na nazwisko Ren, skoro nazywa się Daiki? I czemu Kise nazywa się Ryota skoro to jego nazwisko?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, Patrycja. Prawda jest taka, że to "Aomine" jest nazwiskiem, to samo z "Kise". Ryota i Daiki to imiona tych postaci. W japonii, gdy nie jest się z kimś blisko, mówi się do niego po nazwisku, dlatego moglaś mieć wrażenie, że "Aomine" i "Kise" to ich imiona, choc tak nie jest.
      Co do Rena, to w moim opowiadaniu stworzyłam Aomine Rena i jest to moja własna postać :)

      Usuń
  5. Tak? W sumie, jak tak teraz o tym myślę to to ma sens. Jednak nigdy na to uwagi wcześniej nie zwracałam. Daiki, Taiga, Atsushi, Ryota to wszytko to imiona japońskie xD Az mi głupio, że wytknęłam Ci to, samej nie zauważając tak oczywistej rzeczy. Wybacz :3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy