czwartek, 17 kwietnia 2014

5/? Ich dwóch

Tytuł: Ich dwóch
Fandom: Kuroko no Basuke
Realia: ---
Pairing: Aomine x Kise
Gatunek: Romans, yaoi, humor (jak coś to się dopisze)
Rozdział: 5/?
Od autora: Za dużo yaoi, za dużo yaoi! ZA DUŻO PAR YAOI W ICH DWÓCH, a przynajmniej moim skromnym zdaniem ;3 Zapraszam do czytania ;3 Chyba dość długie mi wyszło.


Niebo pokryte było szarością, deszcz z głuchym stukotem uderzał o szyby, dachy, chodniki i parasolki. Moczył też rozwiewane przez wiatr włosy przechodniów.
Kise, z kapturem zakrywającym ledwie połowę głowy, kroczył ulicą. Nie miał pojęcia, ile czasu spacerował.
Kiedy wyszedł od Kuroko, było już ciemno, teraz niewiele się zmieniło, prócz deszczu, którego i tak nie zauważył. Nie potrafił uporządkować myśli. Był z Aominecchim tak blisko, a tak naprawdę nic o nim nie wiedział. Zakochał się w jego grze w koszykówkę i na to wykorzystywali większość spędzanego razem czasu. Gdy rozmawiali, to zazwyczaj właśnie o koszu, o ludziach ze szkoły. Aomine najczęściej narzekał na mordercze treningi Akashiego, na Midorimę, z którym nigdy nie mógł się dogadać. Ale nigdy nie wspominał o tym, co działo się w jego domu, a tu nagle Kise dowiaduje się, że ma brata, w dodatku bliźniaka. Czy w takim razie kiedykolwiek byli sobie tak naprawdę bliscy? W jakikolwiek sposób? Czy Aominecchi uważał go w ogóle za przyjaciela.
Duża dłoń złapała go za ramię.
- Kise-kun.
Odwrócił się gwałtownie.
Ta mocno śniada skóra, ciemnoniebieskie oczy patrzące w jego własne. Aominecchi. Szybkie zerknięcie na bok. Kolczyki z prędkością światła rozwiały iluzję.
- Aomine-kun – mruknął smętnie.
- Jesteś cały mokry, co tu robisz?
Właśnie, co tu robił? I gdzie w ogóle był?
Rozejrzał się. Tokio zmieniało się w takim tempie, że nawet po dłuższej chwili nie wiedział, gdzie się w tej chwili znajdował.
- Spa- ceruję – mruknął i spróbował zmierzwić włosy, które, tak jak mówił Ren, okazały się być mokre.
- W deszczu? – Jedna jego brew powędrowała do góry.
- Najwyraźniej. Przepraszam, zamyśliłem się.
- Za co ty mnie przepraszasz? – zapytał rozbawiony i przełożył parasol do drugiej ręki. Już na początku gdy zobaczył Kise, wciągnął go pod niego. Co z tego, że i tak był cały przemoczony?
- A ty co tu robisz?
- Mieszkam – odparł. Palcem wskazał wysoki apartamentowiec. – Konkretnie tam.
- Łoo…
- To… może wejdziesz się wysuszyć?
- Co?
Kise miał wrażenie, że dostrzegł na jego twarzy cień speszenia. Nie był pewien czy naprawdę go widział, ale jeśli w ogóle się pojawił, to szybko zniknął.
- To tylko koleżeńska propozycja, nie ma w niej żadnych podtekstów.
- Nie, nie, Aomine-kun, ja wcale o tym tak nie myślałem. – Kise podrapał się zakłopotany po policzku. Teraz kiedy nie mógł się pozbyć myśli o Aominecchim, pojawia się jego sobowtór i zaprasza go do siebie.
- W takim razie chodź.
Mieszkanie Aomine Rena było zaskakująco tradycyjne, mimo swej nowoczesności. Wszystkie dodatku dodawały temu, pozornie chłodnemu, wnętrzu sporo ciepła.
- Ładnie tu – mruknął Kise, zdejmując swój beżowy sweterek.
- Daj, wrzucę wszystko do suszarki.
- Wszystko? – Kise wyraźnie drgnął.
- Tak, dam ci coś mojego, a w tym czasie ty weź kąpiel – powiedział i uśmiechnął się łagodnie.

Kise nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo potrzebował cieplej kąpieli. W takich warunkach najlepiej się myśli, choć jemu przydałaby się chwila spokoju. Od myśli zwłaszcza.
Spodnie Aomine Rena były na niego prawie idealne, za to bluzka nieco za duża.
Kise wyszedł i skierował się prawdopodobnie do salonu, jednak zamiast do niego trafił do kuchni.
- Zjesz?
Ren stał przy piecyku i obracał na patelni jakieś warzywa. Kise nie spodziewał się zobaczyć Aomine, który gotuje, nawet jeśli nie był to ten właściwy.
- Mogę – odpowiedział. Usiadł przy wysepce kuchennej i zmierzwił jeszcze lekko mokre włosy. Irytujący nawyk.
Omlet warzywny był pyszny i z pewnością stwierdziłby, że jest lepszy od tego robionego przez jego mamę, wolał jednak nie narażać życia ani swojej diety. Aomine wyciągnął sake, choć obaj wciąż nie byli pełnoletni i włączył płytę z karaoke.
Nieporadne  pijackie śpiewy rozbrzmiewały do północy. Potem jedynie przy świetle świeczki opowiadali sobie straszne i zabawne historie ze swojej przeszłości. Obaj niewiele pamiętali z tej nocy, ale Kise zdecydowanie przydała się chwila odpoczynku od wszelakich przemyśleń.

Dźwięk dzwonka, a następnie huk obudził Kise. Podniósł się gwałtownie do siadu, co zaowocowało silnym bólem głowy.
- Więcej nie piję – mruknął zachrypnięty. Podniósł się i poczłapał do kuchni, butelka wody była pierwszym, co zobaczył i co chwycił po wejściu do pomieszczenia. Wziął kilka sporych łyków i odetchnął z ulgą.
- Co za noc – powiedział do Aomine. Ale on nie patrzył na niego, tylko w stronę drzwi wejściowych.
Przez moment miał nawet wrażenie, że cały czas jest pijany. Widział podwójnie.
- Kise, to jest mój-
- Aominecchi… - mruknął bezwiednie. To… niespodziewane, nie był jeszcze gotowy, by go ponownie zobaczyć. Wcześniej był gotów wbić się na pokaz swojej siostry, by go spotkać, a teraz nie mógł się nawet poruszyć.
- Znacie się?
- Kiedyś – mruknął jego brat – Aomine Daiki.
Stał naprzeciw nich ubrany w ciemne dresy, a wytłumaczeniem dla tego stroju była noga w gipsie.
- To takie jakby spotkanie po latach, co? – Ren starał się rozluźnić napiętą atmosferę. Coś było na rzeczy, ale nie miał pojęcia co.
Daiki zignorował go i położył na szafce dużą torbę.
- Od mamy. Mówiła, żebyś przyszedł na obiad w niedzielę czy coś.
Ignorował też Kise, rzucił mu tylko pełne obrzydzenia spojrzenie i odwrócił się z powrotem do wyjścia.
- Aominecchi, zaczekaj! To nie tak, jak myślisz!
- Skąd wiesz, co myślę? – zapytał chłodno, o kulach kierując się do windy.
- To naprawdę nie tak. – Kise stanął naprzeciw niego.
- Nie obchodzi mnie to. – Kolejne takie spojrzenie zniknęło za zamykającymi się drzwiami.
Co się właśnie stało?
Szumiało mu w głowie. Nogi miał jak z waty, aż w końcu odmówiły mu posłuszeństwa i osunął się na podłogę.
- Kise- kun. – Aomine Ren podszedł do niego i złapał za ramiona, chcąc wciągnąć go do środka. – Chodź.
- Ja nie chciałem – powtarzał jak w transie, patrząc na niego błagalnie.
- Dobrze. – Wciągnął go do mieszkania. Kise cały czas mocno się go trzymał.
- Naprawdę! Ja nie chciałem tego zrobić! – Nie płakał, a mimo to pociągał nosem, jakby to robił. – Siostra powiedziała, że to szansa, pomyślałem, że ma rację i pojechałem.
Kise, który do tej pory tak kurczowo się go trzymał, nagle się puścił i osunął na podłogę.
- Kise, Kise. – W jakiś czas później, gdy w miarę się uspokoił, Aomine podniósł go nieco. Zlapał jego twarz w dłonie i przetarł kciukiem mokre ślady z policzków, potem powieki. Usta dotknął własnymi, pieszcząc opuszkami palców jego szyję. Było tak czule, tak ciepło.
- Nie. – Kise odsunął go gwałtownie. Jego oczy patrzyły ze zdziwieniem.
- Boże, Kise, przepraszam.
- Ty… Wyglądasz jak on, ale…
- Tak, wiem. – Wstał i spojrzał na niego. – To nie tak, że chciałem Ciebie pocałować. Po prostu wyglądasz jak ktoś, kogo chciałem…
Kise przytaknął żwawo, chcąc jak najszybciej skończyć ten temat. Podniósł się i położył dłoń na jego ramieniu. Dopiero teraz dostrzegł, jak bardzo Aomine Ren, mimo bycia jego bliźniakiem, różnił się od Aomine Daikiego.
Rysy jego twarzy były nieco delikatniejsze, bardziej rozluźnione. A po mniejszej ilości zmarszczek można było wywnioskować, że nie często się denerwuje. Miał też trochę jaśniejszą skórę, co znaczyło, że w porównaniu do brata, który wciąż grał w kosza na dworze, zdecydowanie więcej czasu spędzał w pomieszczeniach zamkniętych.
- Dziękuję – powiedział w końcu z delikatnym uśmiechem. Dla niego to było wiele. Choć Ren uważał, że nic nie zrobił, Kise widział to inaczej. Wysłuchał go w spokoju i jego zdaniem także zrozumiał.



- Nuuudaa!
Takao rozłożył się na krześle, jęcząc z niezadowoleniem.
- Z takim podejściem to ty szybko ludzi nie zachęcisz. Wyglądasz, jakbyś zasypiał.
Zsunął mu opaskę na twarz.
- Hej, Hoshi-senpai - zawołał, wsuwając ją z powrotem na włosy. – Dlaczego nikogo dziś nie ma?
- Bo jest środek tygodnia, pewnie dlatego – odpowiedział, poprawiając gumkę.
Hoshigaki Ichigo był niemal idealnie wzrostu Takao. Ciemno-czerwone włosy do ramion spinał w wysoką kitkę, dodatkowo podpinając całą masą spinek ją, a także krótką grzywkę.
Biała koszula z lekko podwiniętymi rękawami nieco wisiała na jego chudych ramionach. Może i był trochę za chudy, ale sam uważał się za idealnie zbudowanego i to chyba było najważniejsze.
Takao przysunął się do blatu przy lustrze, chwycił długopis i zaczął coś kreślić w zeszycie.
- O której mamy pierwszego klienta?
- Nie wiem – odparł.
- Jak to nie wiesz?
- No nie wiem.
- To co ty tam robisz?
Takao podniósł zadowolony głowę.
- Rysuję – odpowiedział.
- To ty potrafisz rysować?
- No jasne!
Uniósł zeszyt i pokazał otwartą stronę stronę zbliżającemu się senpai’owi.
- Czy to są…?
- Wesołe penisy! – zawołał i zaczął się głośno śmiać.
- …czy ty aby na pewno masz dwadzieścia lat?
- Jasne, mam to w legitymacji – powiedział i podskoczył, słysząc dzwonek zawieszony nad drzwiami.
- Witamy w naszym salo- Shin-chan!
- Dzień dobry. – Midorima przytaknął i poprawił okulary. Od zakończenia liceum nie wiązał już palców tasiemkami, co, według Takao, sprawiło, że wyglądał bardziej dojrzale.
- Dzień dobry, Midorima-san, przyszedłeś się ostrzyc? – zapytał Hoshigaki.
- Czy wyglądam, jakbym potrzebował fryzjera?
- Nie, ale zawsze można sprawić, że będzie jeszcze lepiej.
- W końcu jesteś niczego sobie, Shin-chan – zagadnął Takao, który ni stąd ni zowąd pojawił się obok niego i od razu zaczął szturchać go łokciem w bok.
- Jednak spasuję – odpowiedział, odsuwając się na bezpieczną odległość.
- W takim razie czemu nas odwiedzasz?
- Bez konkretnego celu, wybierałem się na lunch i po prostu przejeżdżałem obok.
- Doprawdy? – mruknął Hoshigaki, unosząc nieco brwi. Wiadomym było, że Midorima kłamie, w końcu w najbliższej okolicy nie było żadnych barów ani restauracji, nie wspominając o tym o tym, jak daleko od salonu znajdował się uniwersytet, na którym studiował.
- Mogę, szefie?
Takao już uśmiechał się szeroko. Nie trudno było zauważyć, że tych dwoje coś łączy i na pewno nie była to przyjaźń, nie tylko przyjaźń. Hoshi nie zamierzał naciskać ani dopytywać. Gdy będą gotowi, powiedzą mu, a przynajmniej Takao. Był tego pewien.
- Leć, tylko wróć za jakieś dwie godziny. To nie jest wolne, tylko przerwa.
- Się rozumie. – Zasalutował zadowolony. Wziął swoją moro-kurtkę i wyszedł, skacząc już obok Midorimy.
- Nie musisz być taki wstydliwy, Shin-chan – powiedział, wsiadając do samochodu.
- Nie jestem wstydliwy, po prostu nie widzę sensu, by się z tym jakaś specjalnie obnosić.
- Wstydzisz się mnie? – Wspiął się na fotel kolanami i mimo protestów, zdjął Midorimie okulary.
- Dlaczego miałbym?
- Nie wiem.  – Tym razem wszedł na jego kolana, siadając na nich okrakiem i pocałował go. Czule, trzymając jego włosy między palcami. Midorima jakby stał się nagle zupełnie inną osobą, zerknął tylko w lusterką, a jego ręce powędrowały pod koszulkę chłopaka. Dotykał długimi palcami delikatnie opalonej skóry pleców i lekko ją drapał.
- Shin-chan, ale jesteś drapieżny – mruknął zadowolony Takao. Midorima nie odpowiedział, zajmując się składaniem pocałunków na szyi chłopaka. Zatrzymał się gwałtownie, słysząc pukanie w szybę. Zerknął na bok i najpierw dostrzegł duże piersi, potem różowe włosy, a na koniec twarz Momoi Satsuki.
Takao krzyknął, gdy Midorima zrzucił go z siebie na drugi fotel, poprawił koszulę i wyszedł z samochodu.
- A więc to jednak Midorin – powiedziała dziewczyna, kładąc sobie ręce na biodrach.
- Prosiłem, byś mnie tak nie nazywała, Momoi
- Jeśli to Midorin – kontynuowała, nie zważając na jego słowa – to kto był tam z tobą?
Midorima złapał ją, by nie zajrzała do samochodu, ale ze środka wyskoczył Takao.
- Taka-chan?
- Ups – mruknął chłopak i podał Midorimie okulary. Nim wyszedł, poprawił włosy i ubrania, jednak nie dało się ukryć, że tylko ta dwójka była w owej chwili w samochodzie.
- To wy… też?
- Co znaczy „też”? – zapytał Takao. Midorima zdążył ją w tym czasie puścić.
- No, bo… Nie mogę powiedzieć, obiecałam!
- Momoi. – Takao uśmiechnął się figlarnie, doskakując do niej. Momoi cofnęła się przez to gwałtownie i wpadła na idącego z tyłu mężczyznę, prawie przewracając go.
- Przeprasza- Dai-chan?
- W porządku, Momoi-san? – zapytał, uśmiechając się.
- Ren! – zawołała i rzuciła mu się na szyję.

- To Ren-chan, brat Dai-chana – powiedziała do zdziwionych chłopaków, gdy  już się przywitali.
- Nie wiedziałem, że Aomine ma brata. Ale jazda! – Takao był najwidoczniej zadowolony, bo oglądał go ze wszystkich stron.
- Jak to ma brata? Nigdy o tym nie wspominał.
- A czy on mówił o czymkolwiek innym niż koszykówka czy Horikita Mai?
Midorima przytaknął zgodnie.
- W takim razie skąd ty o tym wiedziałaś, Momoi?
- Poznałam Dai-chana zaraz po tym, gdy się tu przeprowadził. Na początku też o niczym nie wiedziałam. Nie mówił za dużo o swojej rodzinie, tym bardziej o bracie bliźniaku. Ale któregoś lata nasi rodzice pojechali razem na wakacje. Wtedy poznałam Rena.
- Czyli wasi rodzice wzięli rozwód? – zapytał Takao, pochylając się obok Aomine i uśmiechając szeroko.
- Nie, nadal są razem – odpowiedział.
- Więc w czym tkwi problem?
- Chętnie bym wam opowiedział, ale innym razem. Teraz się śpieszę – powiedział. Pocałował dziewczynę w policzek. Pożegnał się z resztą i poszedł.
- Miły gość, nie to co jego brat – mruknął Takao.
- Dai-chan nie jest taki zły! A wracając do…
- Już późno. Takao, zmywamy się. – Midorima pociągnął Takao do drzwi samochodu.
- Ale, Shin-chan…
- Nie ma czasu, do auta. Do widzenia, Momoi.
Wpakował się za kierownicę i odjechał, zostawiając dziewczynę samą na ulicy. Kto by pomyślał, że Midorin będzie taki zaborczy?
Kise przełknął ślinę, ściskając w dłoni telefon. Ręce mu drżały, gdy czekał na przychodzące połączenie. Jeszcze niedawno sam by siebie wyśmiał za tę myśl, ale chwile temu był tego stuprocentowo pewien. Chwilę temu, bo teraz nie był już tak zdecydowany. Krzyknął i prawie wypuścił z rąk telefon, gdy zaczął dzwonić. Chwycił go mocniej i odebrał.
- Halo?
- Witaj, Ryota.

2 komentarze:

  1. Fajnie się czyta, ale zrób jedno: pooddzielaj poszczególne party akapitami, bo się połapać nie raz nie szło, o co biega. Ogółem jest bosko. Kocham to opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Więcej! C: kiedy kontynuacja?

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy