wtorek, 19 stycznia 2016

8/9 Niekompletni

Tytuł: Niekompletni
Fandom: Tokyo ghoul
Realia: Nie-mangowe, współczesne
Pairing: Shiro!Kaneki Ken x Kuro!Kaneki Ken
Rozdział: 8
Gatunek: Romans, yaoi, humor, dramat
Od autorki: Jakimś cudem ukończyłam rozdział ósmy, mimo że pisało mi się wyjątkowo ciężko. 
Na dole rozdziału znajdują się Karty postaci Kuro i Shiro.





Leżał na łóżku już którąś godzinę. Przez ten czas sufit stał się dla niego bardzo interesujący, mimo że prawie go nie widział przez późną godzinę i rolety, które nie wpuszczały do pokoju nawet światła latarni z ulicy.
Dużo myślał na temat tego, co się ostatnio działo. Starał się trzeźwo ocenić sytuację, co nie za bardzo mu się udawało. Powoli jednak dochodził do wniosku, że to jest jego limit; że więcej nie wytrzyma; że sobie nie poradzi, jeśli Shiro po raz kolejny wyrzuci mu w twarz zbyt wiele okrutnej prawdy.
- Chyba czas się poddać – wychrypiał bardziej do siebie niż do Sasakiego, który leżał obok i którego od dłuższego czasu drapał za uchem.
Usiadł i poczuł lekkie zawroty głowy. Nie jadł od rana, a teraz odczuwał tego skutki. Podniósł się i spróbował przekopać się przez stertę rzeczy na swoim biurku do włącznika światła. Niezbyt efektownie. Światło co prawda włączył, ale zrzucił przy tym połowę tego, co było na biurku.
- Pierdoła ze mnie – mruknął do siebie, a przed oczami zobaczył mroczki, aż musiał się oprzeć. Zaraz też przypomniał sobie Shiro, który tak go nazywał i pstrykał w czoło albo dmuchał dymem w twarz.
A potem się śmiał.
Kuro przeczesał brutalnie włosy, ciągnąc za nie i ukucnął, żeby pozbierać rzeczy.
- Przestań już!
Ze sterty powoli wyciągał zeszyty i układał je jeden na drugim. Gdy sięgnął po kolejny, dostrzegł pomiędzy rzeczami naszyjnik. Sięgnął po niego. Białe yang na łańcuszku. Nie.
Podniósł się gwałtownie, zaciskając na nim palce. Jeszcze nie, zdecydował. To jeszcze nie koniec. Tsukiyama powiedział, że musi się postarać. Hide się martwił, a Touka go rozszarpie, jeśli będzie unikał pracy. No i Shiro... Chciał, żeby znowu uśmiechnął się do niego tak jak wtedy, gdy dał mu naszyjnik.
- Sasaki – zawołał. Pies zeskoczył z łóżka i podbiegł do niego, machając ogonem. - Życz mi powodzenia, piesku. Jeszcze się nie poddałem.



Gdy wrócił do szkoły z nogą w gipsie, Hide zdał sobie sprawę, jak bardzo wygodne jest to, że mają zajęcia głównie w jednej klasie. Żałował tylko, że nie ma lekcji razem z Kanekim, żeby mieć na niego oko. Martwił się, że coś może się stać.
Po kilku godzinach siedzenia na tyłku, niestety, musiał opuścić swoje miejsce, bo jego klasa miała mieć wuef. Wyszedł na przerwę jako ostatni i zdał sobie sprawę, że czeka go w sumie godzina nicnierobienia.
Westchnął, powoli podążając korytarzem. Kątem oka dostrzegł Shiro, który szybkim krokiem szedł w stronę bocznego wyjścia. No super. Bo on nie ma co robić tylko go ganiać na tych swoich czterech nogach.
O kulach dotarł do drzwi, za którymi, co dziwne, Shiro opierał się o parapet i palił papierosa. Chyba udało mu się znaleźć ślepą strefę kamer, czy jak to się tam nazywa.
Hide niedelikatnie popchnął drzwi, które chyba w odwecie prawie go przytrzasnęły, gdy stawiał przed sobą kulę, żeby wyjść.
- Może byś pomógł kalece, co?
Shiro nieco zdezorientowany przytrzymał drzwi, aż Hide udało się wyjść na dwór.
- No co? Chciałem tylko z tobą pogadać, nie musisz być taki zdziwiony.
Postawił kule obok siebie, przystając na chwilę na jednej nodze. Nie było może najcieplej, ale dało się wytrzymać te kilka minut.
- Lubisz go? - zapytał prosto z mostu Hide.
- Słucham?
- Dobra. Wróć! Nie tak. Na pewno go lubisz, znaczy na pewno coś ci się w nim podoba, nawet jeśli teraz myślisz, że jest inaczej.
Shiro spojrzał przed siebie, jakby go nie słuchał i odpalił drugiego papierosa, a Hide kontynuował.
- To nie jest zupełnie tak, że on dał ci kosza. No dobra, może i dał. Ja nie chcę go bronić, ale spróbuj go zrozumieć. Kaneki zawsze trzymał się z boku z nosem w książkach. Nigdy nie patrzył na ludzi ani na ich zachowania. Żył sam w swoim świecie. Na pewno zauważyłeś, jak naiwny potrafi być. On po prostu... nie wie... nigdy nie wiedział, jak komukolwiek odmówić.
- Doprawdy? - Zironizował Shiro.
- To, co ci powiedział... nawet mnie to zaskoczyło. Wiesz, ten jego związek z Tsukiyamą... on nawet nie wie, na czym to miało polegać. - Westchnął. - Prawda jest taka, że pierwszy raz widzę, żeby Kaneki był w stanie tak precyzyjnie określić to, co czuje. I pierwszy raz o to walczy.
Ton Hide nieco się zmienił, gdy obrócił się i spojrzał prosto na Shiro.
- Posłuchaj mnie, ty też nie jesteś święty. Od początku nie miałeś czystych intencji, dlatego nie rób teraz z siebie ofiary. Gdybyś zamiast bawić się w podchody, zwyczajnie z nim porozmawiał, nie doszłoby do takiej sytuacji.
Wziął głęboki oddech, żeby się trochę uspokoić. Chciał mu przemówić do rozsądku, a nie wywołać kłótnie.
- Po prostu... trochę go zrozum. Jest sobie zupełnie zwyczajnym dzieciakiem, nie wyróżnia się z tłumu, wręcz można powiedzieć, że się w niego wtapia. I nagle, ni stąd ni zowąd, zaczyna się kumplować z kimś takim jak ty. Zauważalnym, pewnym siebie i zbuntowanym. I wtedy okazuje się, że ten ktoś czuje coś więcej. Wyobraź to sobie. Spróbuj postawić się w jego sytuacji. A jeśli to nic nie da, to... ja się nim zajmę.
Gdy skończył, Shiro zgasił niedopałek papierosa butem i bez słowa wszedł do szkoły. Hide odetchnął cicho i zwiesił głowę, a chłodny wiatr rozwiał mu włosy. Pozostała mu tylko nadzieja, że nie nagadał się na marne.


- Trzymaj się - rzucił do szefowej, chwycił plecak i zarzucił kaptur na głowę. Kolejna noc w pracy właśnie się skończyła i Shiro nie mógł marzyć o niczym innym jak o swoim wygodnym łóżku.
Otworzył drzwi wejściowe. Na zewnątrz czekał na niego Kanae ubrany w swój czarny płaszcz. Shiro zmierzył go podejrzliwym wzrokiem. Zazwyczaj wracali razem tylko wtedy, kiedy Kanae chciał się wyżalić lub chcieli się dobić jeszcze paroma drinkami w jego domu.
- Co ty tutaj robisz? Znowu jakaś panna chciała ci rozpiąć rozporek swoimi obgryzionymi paznokciami i musisz odreagować? - rzucił żartobliwie i uderzył Kanae otwartą dłonią w plecy.
- Sheisse! Czy ty masz w sobie coś takiego jak gracja? A z resztą do kogo ja to mówię? Do osoby, która zabierała dziewczyny do kanciapy z tyłu klubu, bo nie mogła wytrzymać pięciu minut.- Kanae uśmiechnął się wrednie i potrząsnął głową. Fioletowe kosmyki włosów opadły mu zawadiacko na oczy i policzki.
- No, Różyczko, nie odpowiedziałeś na moje pytanie
- Muszę z tobą pogadać, bo denerwuje mnie to, co odwalasz, Kaneki.- Uśmiech na jego twarzy zbladł. Kanae patrzył mu w oczy. - Usiądźmy w parku, masz fajki?
- Mam.
Szli w ciszy. Shiro z rękoma w kieszeniach, wpatrując się w chodnik. Trochę się martwił. Kanae nigdy nie zachowywał się w ten sposób. Nigdy nie był tak poważny. Zazwyczaj się irytował, dawał mu w mordę i bluźnił, najczęściej po niemiecku. Nigdy nie był tak przybity. Coś musiało się stać.
Razem usiedli na ławce i zapalili po papierosie. Słońce zaczynało wschodzić na horyzoncie. Shiro skrzywił się – już wiedział, że opuści kolejny dzień w szkole.
Ostatnimi czasy Pandemonium było dla niego idealną ucieczką od rzeczywistości i zostawał tam tak długo, jak tylko mógł.
- Słuchaj, Kaneki – zaczął Kanae, wypuszczając dym z ust. - Co ty odkurwiasz?
- O co ci chodzi?
- O to, że właśnie spierdalasz sobie życie do reszty
- Słucham? - Shiro wyprostował się i aż odsunął papierosa od ust.
- Jesteś ślepy czy głupi? - Kanae wstał i stanął naprzeciwko Shiro, patrząc na niego z góry.
- Co ty do mnie masz, do chuja?! Coś ci nagle odjebało? - Shiro zmrużył oczy i wyrzucił fajkę na bok.
- To, kretynie, że jeszcze chwila i stracisz osobę, którą kochasz! Jesteś pierdolonym hipokrytą i idiotą! Nie widzisz tego? Nie widzisz, jak ten gówniarz się o ciebie stara, jak bardzo mu na tobie zależy?! Zachowujesz się jak pierdolona księżniczka! Nie dajesz ludziom popełniać błędów. A co? Może sam jesteś lepszy? Jesteś, kurwa, celowo ślepy! - Kanae wrzasnął i uderzył go w twarz dłonią. Shiro był w szoku, bo dostrzegł w jego oczach łzy.
- Twoje pierdolone uczucie jest odwzajemnione! A ty ciągle uciekasz! Po co?! Uciekasz nawet od rozmowy! Jesteś jebanym tchórzem, Kaneki! Zachowujesz się jak pięciolatek! A wiesz co mnie najbardziej wkurwia?! To, że masz to, o co ja walczę od lat! Osoba, którą kochasz, kocha ciebie! A moje napierdalanie i walka dają tyle samo efektu co nic! - Nie mógł przestać krzyczeć, a po jego policzku spłynęła łza. Shiro próbował ją wytrzeć, ale Kanae odtrącił jego dłoń.
- Nie rób sobie tego. Nie każdy musi być chujem. Kochasz go. Widzę to. I to nie tylko cieleśnie. Kochasz j e g o. To widać z kilometra. Przecież widzę, jak sprawdzasz telefon, jak nieobecny jesteś. Zachowujesz się jak niedoruchana dziewica. Przysięgam, przypierdolę ci, jak znowu coś odjebiesz...
Shiro zbliżył się i oparł głowę Kanae na swoim ramieniu, przytulając go.
- Wybacz, że doprowadziłem cię do takiego stanu. Chodź. Zabieram cię do siebie na piwo. Nie wrócisz do domu w tym stanie – powiedział, patrząc się w niebo. O tej godzinie było już pięknie niebieskie.



Kuro czuł, że to jego ostatnia szansa, ale tak naprawdę nie wiedział, co robić. Nie mógł pozbyć się obaw, że Shiro może być w tej chwili z kimś innym. I nie przestawał spuszczać go z oczu. Na samą myśl coś ściskało go w klatce piersiowej. Hide mówił, że to zazdrość. Bardzo możliwe, ale nie zamierzał się do tego przyznawać. Shiro w końcu nie należał do niego.
Z początku jedynie odprowadzał go wzrokiem, gdziekolwiek go widział. Gdy byli razem na stołówce, nie mógł oderwać od niego wzroku, nawet jeśli Shiro siedział zupełnie sam.
Z czasem zaczął robić to specjalnie. Wybierał parapet blisko jego klasy, siadał na nim z książką i patrzył. Podobnie było podczas późniejszych lekcji wuefu albo zajęć sportowych. Siadał na trybunach i mimo hałasu, który tam panował, czytał.
I to mu wystarczyło. Nie musiał wciąż patrzeć. Był obok i czuł ten komfort, że wiedział, co się z nim dzieje.
W końcu poczuł, że chce z nim porozmawiać. Jeszcze raz. Ostatni. Jeśli się nie uda, naprawdę odpuści, ale jeszcze nie teraz. Nie dziś.
A jednak podejście do Shiro było trudniejsze niż myślał. Pokonanie strachu przez kolejnym odrzuceniem, tym bardziej gdy poprzednie tak bolało, nie było łatwe. Kuro wręcz bił się wewnątrz z samym sobą. Za każdym razem wyklinał się w myślach, gdy po raz kolejny zabrakło mu odwagi.
Tym razem jednak posunął się o krok dalej. Postawił na szali samego siebie, jeśli by tym razem również nie podołał.
Shiro miał skończyć pracę o 23.00. Już dziesięć minut wcześniej Kuro stał kryjąc się za budynkiem, skąd doskonale było widać tylne wyjście Pandemonium. Ciarki przeszły mu po plecach, gdy przypomniał sobie wnętrze klubu. Naprawdę nie chciał o tym teraz myśleć. To nie było nic przyjemnego.
Gdy spojrzał na zegarek, okazało się, że nie wiadomo gdzie uciekło mu piętnaście minut. Podniósł wzrok na tylne wejście, gdzie już stał Shiro i... patrzył prosto na niego. Błyskawicznie się cofnął, ale było już za późno.
Usłyszał... chyba pożegnanie. Nie był pewien, krew szumiała mu w głowie. Zakrył twarz dłońmi i wziął głęboki oddech, gotów wyjść mu naprzeciw i porozmawiać. Otworzył oczy i zamarł. Dłoń Shiro opierała się o ścianę tuż obok jego głowy. Uniósł wzrok na jego twarz. Był blisko. Tak blisko, że nie był nagle w stanie wydusić z siebie słowa. Nawet nie wiedział, jak zacząć. Na szczęście, Shiro zrobił to za niego.
- Dlaczego tu przyszedłeś?
- Ja...
- Mówiłem, że to nie jest miejsce...
- ...ponieważ! - Krzyknął nagle, zaciskając pięści. Patrzył na jego klatkę piersiową i starał się nie drżeć z nerwów. - Muszę z tobą porozmawiać! Albo nie... to ty! Ty musisz mnie wysłuchać!
- Kuro...
- Ja wiem! Wiem, że zrobiłem źle. Powiedziałem za dużo. Byłem przerażony, teraz... też jestem. Nie mogę funkcjonować z myślą, że mnie nienawidzisz. Ja naprawdę lubię cię takiego! I nie mam nic do ciebie. To ja! To moja wina, jestem kretynem. A mój związek... zakończył się i ja... - W zdenerwowaniu nie mógł przestać mówić. Tak bardzo się bał, że gdy tylko się zamknie, Shiro znów go odtrąci.
- Zacznijmy od początku.
- C-co?
- Zacznijmy na nowo. Od początku – powiedział Shiro, zsuwając mu z ramienia plecak. Wyjął z niego książkę, którą już znał i wrzucił ją w błoto.
- Co ty ro-?
- Sory, Kuro. Odkupię ci ją, tylko zaczekaj na mnie po lekcjach.
Kuro zacisnął usta, ledwo powstrzymując łzy.
- Shiro... - Głos i usta mu drżały.
- Chodź tu. - Przytulił go do siebie, a Kuro z ulgą wtulił się, siąkając nosem.
- Tym razem zaczekam na ciebie. Obiecuję – szepnął i w końcu naprawdę odetchnął z ulgą.







5 komentarzy:

  1. Jejku... Świetny rozdział i bardzo lubię Twój styl pisania, nie wiem czemu, po prostu bardzo mi pasuje. Już jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy i co tam dla nich zaplanujesz.^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się podoba to jak piszesz. Świetny rozdział, jak każdy poprzedni. Nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów. :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Mmmm o matko jakie cudowne zakończenie,cholera,mam łzy w oczach, ugh! Dawaj kolejny rozdział, błagam, to było super! Ah, no i mam małe podejrzenie co do tego, że nasz fioletowowłosy, niemiecki przyjaciel podkochuje się w Shiro XD No albo popełnił kiedyś błąd, do którego malo brakowało Shiro. Super opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  4. Mmmm o matko jakie cudowne zakończenie,cholera,mam łzy w oczach, ugh! Dawaj kolejny rozdział, błagam, to było super! Ah, no i mam małe podejrzenie co do tego, że nasz fioletowowłosy, niemiecki przyjaciel podkochuje się w Shiro XD No albo popełnił kiedyś błąd, do którego malo brakowało Shiro. Super opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  5. Proszę, napisz coś jeszcze. Nikt inny nie opisał tak doskonale tej relacji, błagam.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy