niedziela, 23 października 2016

Moratorium: Co dalej?

Od autorki: Pierwszy rozdział bardzo dobrze się przyjął, więc dlaczego by nie wstawić kolejnego?
Axel Flint po raz kolejny przed wami :) Cieszę się, że go polubiliście.



2. Co teraz?
Z ulgą przekroczyłem próg sklepu muzycznego. Zapowiadała się ładna pogoda, słońce, ciepło. I co? I gówno! Ledwie wyszedłem z domu, a rozpadało się, potem zaczęło cholernie wiać i gdy dotarłem do muzyka, byłem już przemoknięty do suchej nitki.
Choć nie, był jeden wyjątek. Skarpetki miałem suche, dzięki nieprzemakalnym butom od mojej wspaniałej siostrzyczki.
Swoją drogą nie rozumiem idei tych butów. Skoro leje, to ja i tak moknę i narażam się na chorobę, bez względu na to, czy wlazłem w kałużę czy nie.
- Axel! - zawołał mężczyzna przy ladzie. Mój kumpel - Shaun. Dwa metry i trzy centymetry prawdziwego, barczystego faceta. Strach się bać.
- Cześć, jak leci? - przywitałem się i zacząłem rozglądać po sklepie.
- Nawet nie pytaj - westchnął. Oj, coś było na rzeczy, skoro miał taką minę.
Choć Shaun był wielki i przerażający, tak naprawdę był niezwykle pogodnym gościem. Do tego jakiś czas temu dowiedział się, że jego narzeczona jest w ciąży, więc z radością każdego dnia czekał na narodziny swojego potomka.
- W takim razie nie będę - odpowiedziałem mu, uśmiechając się pokrzepiająco.
- Czego potrzebujesz?
- Daj mi krótkie i w miarę ciche - powiedziałem, stukając w bębenek palcami. Poza sklepem Shaun handlował jeszcze na czarno bronią. Dawał tę lepszą, tańszą i przede wszystkim niesprawdzoną przez rząd. Ci beznadziejni politycy wycofali większość, bo zagrażała życiu. Tak jakby, do cholery, broń służyła do drapania się po plecach. Do tego była. Kupowało się ją, by się bronić, jak i zabijać.
- Mam tylko jeden taki i jest drogi, ale naprawdę wart swojej ceny.
Stanąłem naprzeciw niego. Czarny rewolwer leżał między nami na blacie.
- Jaki jest? - zapytałem, obserwując go.
Twarz Shauna przyjęła bardzo skupiony wyraz. Opisał mi broń tak, jakby sam ją stworzył. Rzeczywiście, była niesamowita. Ryzyko chybienia było prawie niemożliwe dla wyszkolonego żołnierza. Nie byłem nim, ale strzelać uczył mnie jeden taki, co dużo umiał.



Obładowany w torby pełne zakupów siedziałem w kolejce w urzędzie i szlag jasny mnie trafiał. Napięta atmosfera i cisza, którą obawiano się zakłócić przełknięciem śliny, nie należały do przyjemnych. Co jakiś czas słychać było słowa urzędniczek(bo w kolejce nikt nie odważył się rozmawiać), uderzenia pieczątek i stukot obcasów, gdy kolejna osoba podchodziła do okienka. Strażnik co jakiś czas zerkał na mnie podejrzliwie. Hej, to że jestem tu jedynym facetem oprócz ciebie, nie oznacza zaraz, że jestem jakimś kryminalistą.
Podniosłem rękę i podrapałem się po uchu, a strażnik od razu przestał mnie nękać. Dziękuję! Takiemu to trzeba łopatą, albo po prostu dobitnie.
Każdy mieszkaniec ma na przedramieniu wytatuowany kod kreskowy i cyfrę oznaczającą stopień mieszkańca. Zwyczajna siła robocza taka jak ja miała wytatuowaną jedynkę, a uczniowie szkół specjalnych, jak na przykład Shina, dwójkę. Dało się to oznaczenie oczywiście zmienić, jednak zajmowały się tym osoby, do których zwyczajni mieszkańcy nie byli w stanie dotrzeć.
- Następny!
Nareszcie!
Kobieta przy okienku zrobiła wielkie oczy, gdy podałem jej podanie o zgodę na opuszczenie Gastry z pieczątką i podpisem głowy naszego państwa. Jej nastawienie zupełnie się zmieniło. Nie była już tak znudzona jak wcześniej, zaczęła mówić do mnie z ogromnym szacunkiem i patrzeć z obawą. Tak jakbym chciał jej coś zrobić. Hej, nie zamierzam jej zwolnić czy coś, nawet nie mam takiej władzy. Chcę tylko tę zgodę, kartę i czip.
- Niech się pani tak nie denerwuje, nie znam go. Jestem tylko dziennikarzem – powiedziałem jej, lekko się uśmiechając.
Zadrżały jej wargi. No cholera jasna. Czy ja jestem przerażający?
- T-tak. Proszę się nie przejmować.
Gdy wstawała ze swojego fotela, prawie się potknęła o własne nogi. Ech... Westchnąłem i odwróciłem tyłem do okienka. Nie... serio? Pół sali zerkało na mnie dziwnie. Nawet babcia, która siedziała za mną w kolejce, przesiadła się na dalsze krzesełko.
Spada.
Jak bardzo przerażające jest to miejsce?

1 komentarz:

  1. Miałam mieć focha, ale ciii...
    Ten rozdział krótki jest ._. O wiele za krótki! Alex rozwalił mnie na kawałki - on i jego nie owijanie w bawełnę xD Normalnie miodzio :3 Hmmm, tego jego buty musiały być chyba pancerne albo ze skóry i ocieplane, że nie przemokły xd No, ale wtedy nogi by mu się spociły, a miał je suchutkie... Normalnie zagadka stulecia! xD Cóż, każdy orze, jak może - a to, że robi to nielegalnie, to już inna para kaloszków xd Hej, ale czy takie sprawy nie powinno się załatwiać po zmierzchu, ewentualnie na jakimś zadupiu? o.O No, raczej powinno... Oj, Shaun, Shaun, chcesz trafić do pierdla przed zostaniem tatusiem? ;/ "Opisał broń tak, jakby sam ją stworzył." - pierwsza moja myśl po przeczytaniu tego zdania: "Kurwa, Shaun jest ze Spady O.o". Ale pewnie się grubo pomyliłam xD Kody kreskowe i cyfry oznaczające stopień mieszkańców? Niezłe science-fiction xd "Osoby, do których zwyczajni mieszkańcy nie byli w stanie dotrzeć" - czyżby chodziło o wspomnianych w rozdziale polityków, czy oprychy ze Spady. Bwuhahaha, biedni ludzie z urzędu xD Dobrze, że ta babcia, co siedziała za Aleksem w kolejce, nie zeszła na zawał, bo by był niezły cyrk xD W ogóle skąd, on wytrzasnął podpis prezydenta? Pewnie Shaun go sfałszował albo jego dupny szef załatwił... To co? Czekam (nie)cierpliwie na kolejne, (dłuższe) rozdziały i serdecznie pozdrawiam Ginny Kurogane :*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy